W obronie poniedziałków

„Nie lubię poniedziałku” to polska komedia z 1971 roku. Ukazuje warszawską rzeczywistość lat siedemdziesiątych poprzez pryzmat zwykłej codzienności jako świata absurdu. Film obnaża i demaskuje polską mentalność, która zdaje się mimo upływu lat nieznacząco zmieniać. Czy aby na pewno?

W tradycji biblijnej – chrześcijańskiej i żydowskiej, gdzie za pierwszy dzień tygodnia uznawana jest niedziela, poniedziałek jest dniem drugim. W dzisiejszych czasach definiowanie „poniedziałku” tylko poprzez „następny dzień po niedzieli” byłby zaniedbującym niedoprecyzowaniem. Mam tę pewność, że gdybym zdefiniowała „poniedziałek” jako zwykły, typowy, niczym niewyróżniający się następny dzień po niedzieli większość, żeby nie ulec generalizacji – mniejsza większość społeczeństwa, zapytałaby czy nie mam nic więcej do powiedzenia. Ale jak to? Czy przypadkiem poniedziałek najgorszym dniem tygodnia nie jest? Czy to właśnie nie ten dzień, gdzie bez trzy razy podwójnego espresso nie da się przeżyć? Czy to w końcu nie ten dzień, który mógłby w ogóle nie istnieć i nikt by za nim nie zapłakał? Ale jak to? A no właśnie tak to. Skoro tytuł zobowiązuje, czas założyć togę.

Społeczeństwo polskie, w którym przyszło nam żyć charakteryzuje się niesamowitą specyfiką. 12 minut. Otóż tyle statystycznie przeciętny Polak przeznacza na narzekanie w ciągu owego dnia. Wyobraź sobie, że to tak, jakbyś usiadł na krześle i przez bite 12 minut jak mantrę powtarzał: „cholerne poniedziałki”, „nie cierpię poniedziałków”, „zawsze w poniedziałek dłużej stoję w korku”, „nie chce mi się nic w poniedziałki”, „ale pech, to pewnie dlatego, że jest poniedziałek”, „ehhh, aby odsiedzieć te 8h”, „aby do weekendu”, „aby do wakacji”, aby do… A że czasem po „do” nie ma już NIC, no cóż bywa. Bywa też, że narzekanie nie jest zwykłym biadoleniem. Nauki społeczne emanujące i opiewające swą użytecznością, nieco szerzej ujmują problem. Definiują „narzekanie” jako wyrażenie głębokiego bólu bądź niezadowolenia z konkretnej sprawy, problemu. Czyli idąc tymże tropem, poddając definicję wnikliwej interpretacji, nasze całe życie będące jak najbardziej konkretną sprawą, jest problemem i głębokim bólem? Bo w Polsce generalnie narzeka się od świtu do zmierzchu nawet wtedy, gdy żaden problem nie znajduje się na horyzoncie. Bo w Polsce generalnie narzeka się dla samej ideologii narzekania, jeśli taka w ogóle istnieje. Ale definiujmy dalej.

Narzekanie jest aktywnością społeczną. Zazwyczaj wyrażamy nasze niezadowolenie poprzez komunikację z drugą osobą. Jedną z przyczyn, dla której narzekamy, jest chęć uzyskania wsparcia. Zyskuje się sympatię, poczucie przynależności, solidarności i integracji z grupą. Chociaż proces ten zachodzi automatycznie i nie wymaga świadomych procesów, to aż (według psychologa społecznego Bogdana Wojciszke) blisko 40,5 % Polaków zdaje sobie sprawę i otwarcie przyznaje, że narzekamy i to dosyć często. Lecz cóż z tego, gdyż na dobrą sprawę nie robimy z tym fantem nic. A toczymy lament o dosłownie wszystko. Przeszkadza nam to, że latem temperatura jest dodatnia, żeby zimą zaskoczyć się jej ujemnością. Gdy za duszno, oczekujemy deszczu, a jeśli spadnie, psioczymy pod nosem, trzymając kurczowo w ręku parasol. A śnieg? Dajcie spokój ze śniegiem, co może być fantastycznego w cudownych płatkach tańczących na wietrze, aż wreszcie spadających i zamieniających się w biały, śnieżny puch. Bierz łopatę i do roboty, nic samo się nie zrobi. Proza życia to nie czas na sentymenty, bo dalej mamy rząd, który albo okrada albo jest zbyt wyznaniowy, a do urny ciężko trafić, a bo i po co? Tak jak było, tak jest i będzie. A, że to fatalistyczne podejście, trudno. I tak o to wieczne niezadowolenie, narzekanie, utyskiwanie, tudzież lamentowanie wlecze się za nami od poniedziałku przez resztę dni tygodnia, na ostatniej prostej naszego życia kończąc.

Czysto refleksyjnie zastanawiam się, dlaczego tak jest, że cały ten negatywny bagaż odczuć, emocji, frustracji przekładamy na obiekt. W tym przypadku, obiektem jest termin umowny w postaci poniedziałku. Nauki społeczne, niezwykle pomocne, również i teraz mają dla nas solidne wytłumaczenie. Starając się zawsze mieć otwarty umysł i patrzeć na świat spod lupy, teleskopu i mikroskopu, zauważam tu znamiona zjawiska projekcji. Otóż projekcja jest m.in. procesem przeniesienia własnych wad na inny obiekt. Wtedy gdy nie akceptujemy w sobie pewnych sfer możemy bezkarnie i śmiało przenieść tę nieakceptowalną w nas samych cechę na coś lub kogoś. Przecież o wiele łatwiej krytykuje się kogoś innego niż samego siebie. Projekcja nie dotyczy jedynie wad, ale i uczuć. O wiele łatwiej powiedzieć, że poniedziałek jest koszmarny niż, że moje życie jest koszmarne. Dlaczego nikt nie potrafi w poniedziałkowy ranek powiedzieć: „Ahh, czeka mnie tyle wspaniałych wyzwań i nowych możliwości”, „to cudowne móc zobaczyć się z ludźmi, z którymi nie widziało się przez weekend”, „to, że może być ciężko nie oznacza, że nie dam rady”, „bez względu na przeciwności losu, zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby było dobrze”, „na pewno to będzie fajny dzień”. Nawet jak to piszę czuję, jaką abstrakcją to obcieka. Przykre. Bo ludzie nie potrafią lub nie chcą zmian.

To właśnie odwaga i otwartość na dokonywanie zmian jest kluczem do szczęśliwego życia. Zróbmy generalny remont życia. Wyjdźmy poza sferę komfortu i ciepłych kapci. Nie bójmy się żyć po swojemu i tak jak chcemy. W taki sposób, żebyśmy już nigdy nie musieli powiedzieć: „Jezus znów ten poniedziałek”. Bo ani Jezus ani bogu ducha winny poniedziałek, nie ma z tym nic wspólnego. To jak przeżyjemy swoje życie zależy tylko i wyłącznie od nas samych. I nie ma tu cienia niepoprawnego optymizmu. Nie bądźmy „typowymi narzekaczami”, choć czasem łatwiej zwalić winę na wszystko inne, niż na własne Ja.

Czasem się tak szczerze zastanawiam, co by było, gdyby każdy dzień tygodnia nazywał się poniedziałkiem. Zgroza. Rozpacz. Emigracja w kosmos. Generalnie egzystencjalizm i ludzka mentalność to dźwignia pochyła. Na te sfery, jak dla mnie istotnie ważne, poświęca się najmniej uwagi. Coraz mniej ludzi skupia się na swoich mikroświatach, żyjąc po łebkach, byle jak, gdzie jakakolwiek autorefleksja jest tak odległa, jak era dinozaurów. Jednak chyba najwyższa pora kończyć, bo koniec końców narzekam, że się narzeka. Niby niepozorny poniedziałek, a znaczyć może tak wiele. Dlatego swoje, 5 minut przekazuję ku czci, chwale i w obronie poniedziałków. Bo mimo, że relatywnie, to od nich wszystko się zaczyna.

Autorka: Karolina Obrębska – studentka socjologii w Akademii Pedagogiki Specjalnej

Projekt realizowany przez Akademię Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, najstarszą, publiczną uczelnię pedagogiczną w Polsce, kształcącą na kierunkach: pedagogika, pedagogika specjalna, psychologia, socjologia, edukacja artystyczna oraz praca socjalna. Więcej na stronie: www.aps.edu.pl

Partner projektu
The New Answer

Zapraszamy do obserwowania nas na Facebooku: https://www.facebook.com/absolutnieuzytecznenaukispoleczne

oraz subskrybowania naszego kanału na YouTube: https://www.youtube.com/channel/UCVD6heRTN5vpYE7QyjxN74g

Pin It

Komentowanie zakończone.